Jakość usługiwania, bez względu na jego rodzaj jest często elementem, który decyduje o jego użyteczności.
Człowiek jest istotą złożoną i nie łatwo jest dotrzeć do jego wnętrza, poznać jego prawdziwe motywy działania lub potrzeby serca.
Często w sytuacjach, gdy potrzebujemy głosić komuś Chrystusa, możemy się przekonać o tym, jak mało wiemy o innych i często braki w naszej wiedzy ogólnej lub nieumiejętność rozmawiania z innymi, argumentowania itd. pomimo najlepszych chęci kończą taki kontakt klęską.
Każdy z nas posiada dwa rodzaje talentów (2Kor 6,1-3). Oba rodzaje talentów otrzymaliśmy od Boga w akcie zrodzenia i oba są w nas stworzone na Jego obraz.
Pierwszy rodzaj otrzymaliśmy w akcie narodzenia cielesnego. Należą do niego wszelkie zdolności naturalne człowieka. Jeden człowiek posiada wybitną zdolność do myślenia abstrakcyjnego i zostaje np. architektem lub naukowcem, inny posiada zdolność pocieszania innych i kształci się na psychologa, jeszcze inny posiada talent muzyczny, więc wykorzystuje go aby zostać muzykiem.
Drugi rodzaj talentów to talenty otrzymane w akcie powtórnego zrodzenia (1Kor 12:Rz 12,3-8), a ich funkcjonowanie dotyczy spraw duchowych. Jeden zostaje za sprawą Ducha nauczycielem, drugi ewangelistą, jeszcze inny usługuje obdarowując innych lub przyjmując w swoim domu braci w Panu i ubogacając ich osobistą rozmową i modlitwą
Każdy Chrześcijanin ma jakiś rodzaj usługiwania, zaś właściwym miejscem do jego odkrycia, rozwijania i używania jest społeczność ludzi wierzących.
Problem, którym chcę się zająć w tym artykule, to odpowiedzialność za powierzone nam przez Boga talenty.
Bóg obdarza chętnie i bez wypominania… (Jak 1,5), ale też …komu wiele dano, od tego więcej wymagać będą. Kiedy Pan Jezus daje przypowieść o talentach, mówi wyraźnie (Łuk.19:11) do złego sługi: Dlaczego nie dałeś pieniędzy do banku … odebrałbym je z zyskiem. Zachęcam każdego do rzetelnego przestudiowania tej przypowieści i szczerego, przed Bogiem, zastanowienia się nad jej treścią.
Zwróćmy uwagę co jest celem człowieka, który powierzył miny (talenty) swoim sługom; czy ubogacenie innych ludzi? Nie. A może pomoc ubogim? Też nie. Wyraźnie celem jest tu uzyskanie zysku, czyli pomnożenie kapitału początkowego, albo innymi słowy pomnożenie talentów. Bóg chce, abyśmy pomnażali swoje talenty, a celem tego pomnażania jest sam Bóg. Przypomnijmy sobie drzewo z 22 rozdziału Objawienia (Obj. 22,2). Drzewo to wydaje wiele owoców, ale dla narodów przeznaczone są jego liście, nie owoce. Owoc jak sądzę przeznaczony jest dla Pana.
Obecnie często z powyższej argumentacji korzystają ludzie niedouczeni odwracając jej logikę przez stwierdzenie, że skoro celem jest sam Bóg, a Pan patrzy na serce (Ps 139,1-6), nieistotne jest jak gram i śpiewam, nieważne czy moja poezja nadaje się do czytania, robię to przecież z poruszenia serca, więc Bogu się to musi podobać, a ludzie, których poruszy Duch przez moje usługiwanie skorzystają z tego.
Nic bardziej fałszywego! Taki stan podobny jest właśnie do stanu człowieka, który zakopał swoją minę. Nie ma rozwoju – nie ma zysku – nie ma owocu dla Boga. A poza tym, czy ktoś może przypuszczać, że Ten, który stworzył ucho, nie słyszy? Albo, że Ten, który stworzył nas na swój obraz i podobieństwo nie zna się na muzyce? Nie rozumie poezji? Dlaczego ludzie często uważają, że jeśli się robi coś dla Boga, można to zrobić byle jak? (Przyp. 423, Jer 17,9).
Czy Bóg, który …patrzy na serce… i …bada wnętrza ludzkie…, ma się nie poznać na szmirze, spowodowanej przez czyjeś lenistwo i lekceważenie? Przypomnijmy sobie, że to co tu próbuję udowodnić jest bardzo wyraźnie pokazane w Starym Testamencie na przykładzie ofiar składanych na ołtarzu. Dosłownie pisze tam tak: Spróbuj przynieść to swojemu zarządcy…. (Amos 5.23 zob. też 3Moj 22,18-20).
Czyżby chrześcijanom brakowało spojrzenia wiary? Czyż nie widzą że stoją przez majestatem Najwyższego? Spróbuj odwalić chałą na koncercie, gdzie będzie obecny np. Pan Prezydent RP! Albo na egzaminie dyplomowym!
Siostro! Bracie! Kształć się i pomnażaj swoje talenty!
W pewnym okresie swojego życia znalazłem się w zborze, w którym jeden i ten sam człowiek najpierw wszystkich przywitał, potem na głos się pomodlił, potem szybko poleciał do organów, aby akompaniować do pieśni, którą sam wybrał i zaintonował, potem wszedł za pulpit i wygłosił kazanie, następnie usiadł przy organach, aby podegrać do kolejnej, podanej przez siebie pieśni. Potem znów się pomodlił, a na koniec wszystkich pożegnał. Sam nawet zamknął kaplicę po zakończonym nabożeństwie. Ciekawe, czy sam też posprzątał następnego dnia?
Przykład może jest skrajny, niemniej jednak prawdziwy. Mam nadzieję, że nikt z czytelników nie wyobraża sobie, że tak powinno wyglądać usługiwanie w zborze. Co się stało w tej społeczności? Sądzę, że to samo co w przypowieści o talentach, tym, którzy zakopali swoje talenty odebrano je i dano człowiekowi, który miał ich już dziesięć. Pozostaje pytanie, czy taki “ludzki kombajn” może te wszystkie rzeczy naprawdę dobrze robić?
No cóż, myślę że ten brat naprawdę starał się dobrze robić te rzeczy i podnosił swój poziom, Pan zaś widział jego serce (zob. też Łuk. 8,18; Mar. 4,25).
Podobnie jest ze sprawą oddziaływania na zewnątrz – na niewierzących.
Kiedyś, chcąc zaprosić na koncert (lub do posłuchania kasety – nie pamiętam dokładnie) pewnego polskiego zespołu ewangelizacyjnego pewną niewierzącą osobę, usłyszałem odpowiedź: Nie mam ochoty słuchać tego kociarskiego miałczenia! Jest w tym coś co mnie drażni. Wówczas pomyślałem, że to pewno Duch Święty tak oddziałuje na tę zbuntowaną duszę. Obecnie, po paru latach, uważam, że rozwiązanie jest zgoła inne i dotyczy raczej niskiego poziomu muzycznego zespołu i fatalnej wręcz gramatyki tekstu przezeń śpiewanego. Ewolucja mojego poglądu w tej sprawie związana była z pewnymi własnymi próbami muzycznymi, oraz osobistym związkiem z muzykiem. To tylko jeden zły przykład, a ile jest takich śpiewników, w których teksty absolutnie nic nie mają wspólnego z językiem polskim, a sposób w jaki je zbory wykonują jest wręcz żałosny – “uszy więdną”.
Innym doświadczeniem, które poruszyło moje szare komórki był koncert Missio Musica we Wrocławiu, gdzie brat Jurek Muranty wykonał utwór Kol Nidrei. Chociaż nie padło ani jedno słowo, do serc ludzi przemówiła wiolonczela. Widziałem głębokie poruszenie na twarzach słuchaczy, często nawet łzy w ich oczach. Przypuszczam, że gdyby po tym koncercie nastąpiło jasne, konkretne wezwanie ewangelizacyjne oraz krótkie kazanie wyjaśniające podstawy do nawrócenia się, wielu ludzi zostałoby pozyskanych dla Pana. Droga do ich wnętrza została utorowana przez silne przeżycie emocjonalne jakiego doznali. Podobny, a nawet lepszy efekt może wywołać odpowiednio uargumentowane przemówienie. Argumenty logiczne trafiające do wnętrza człowieka spowodują, że będzie gotów otworzyć się na owo “głupie zwiastowanie” (1 Kor. 1,21), które może go zbawić. Warunek jest jeden: to, co ma ułatwiać drogę do wnętrza ludzkiego, nie może jej utrudniać, czy zniechęcać. Zresztą, czy to nie byłby wstyd gdyby chrześcijanie grali gorzej od pogan, lub nie znali podstaw własnej wiary? Albo byli od nich mniej oczytani, czy gorzej wykształceni? Przecież my mędrsi jesteśmy od nauczycieli naszych, gdyż przestrzegamy przykazań Bożych (Ps. 119,99).
Wielu chrześcijan sądzi, że nie powinni się kształcić, gdyż wszelka mądrość pochodzi od Boga i w Nim są ukryte wszelkie skarby mądrości i poznania (Kol. 2,2-3). No cóż, jeśli ktoś tak myśli, to niech postępuje według tego zabiegając o mądrość u Tronu Łaski Pańskiej, spędzając godziny, we dnie i w nocy na modlitwie, czytaniu Słowa i służbie. Niech też raczej się nie żeni, bo nie znajdzie czasu na spełnienie swojego powołania, zaś język hebrajski i greka nich staną się jego chlebem codziennym (ciekawe jak się ich nauczy?). Kiedy będzie już stary może zdoła wyważyć jakieś otwarte drzwi; można, jak widać, iść drogą samokształcenia. Tylko czy to nie jest przypadkiem pycha?
Sądzę, że osoby, które wybierają zorganizowany sposób kształcenia, czy korzystają z gotowych opracowań, nie popełniają błędu, bo czyż w szkole nie naucza się o stworzeniu Bożym, a więc Jego mądrości? Wszak i Paweł nauczał w szkole Tyranosa (Dz. Ap. 19,9), a pośród pierwszych chrześcijan, choć niewielu, ale jednak byli ludzie wykształceni.
Nawet w Starym Testamencie w służbie grania Panu zatrudnieni byli …sami mistrzowie… (1Kron 25,1-8). Jak sądzisz, Drogi Czytelniku, czy ci mistrzowie spadli tam z drzewa? Wykształcili się oni w rodach lewickich, gdzie były wyraźne podziały instrumentów w zależności od rodu. Myślę, że takie rody stanowiły swoiste “szkoły muzyczne” tamtych czasów, z podziałem nawet na “klasy” instrumentów. Adept sztuki grania Panu musiał wykazać się niemałą biegłością w swoim rzemiośle zanim wszedł do przybytku. Można tak sądzić po określeniu tych ludzi mianem mistrzów (1Kron. 25,7).
Inną sprawą pozostaje odpowiednia doza krytycyzmu do przyjmowanej wiedzy. W tym pomocne jest krytyczne osądzenie tego co słyszymy przez autorytet Słowa Bożego, a szczególnie nauki apostolskiej, stosowanej i interpretowanej zgodnie z zasadami interpretacji. Pamiętajmy też, że nie jest prawdą, że ludzki umysł nie do końca upadł w grzech. Sądzę, że należy jeszcze dodać, że celem kształcenia nie jest przygotowanie do wykonywania zawodu, lecz podniesienie wiedzy ucznia w danej dziedzinie i rozszerzenie jego horyzontów myślowych. To z kolei często związane jest z pracą zawodową.
Uważam że tak w służbie duchowej, jak w pracy zawodowej, chrześcijanie powinni stawiać na profesjonalizm. Dobrze wykorzystany profesjonalizm nie tylko nie zgasi Ducha, czego niektórzy się obawiają, ale użyty właściwie przez duchowych ludzi, z pewnością poszerzy nasze oddziaływanie i może umożliwić szerokie wylanie Ducha. Tak więc profesjonalizm w graniu, mówieniu, śpiewie, organizowaniu, technice, finansach, sprawach prawnych, itd…
Najlepiej, żeby każdy przed Panem poznał swoją służbę w Kościele i tego się trzymał (1Pt 4,10; 1Kor 12,7) doskonaląc się pod czujnym okiem Mistrza i korzystając z wiedzy innych. Pan, widząc taką postawę, na pewno nie pozostawi takiego człowieka nieużytecznym (2Pt1,5-8).
Na koniec chcę jeszcze napisać parę słów o amatorstwie.
Nie chcę, aby jakiemuś amatorowi, który np. gra na gitarze, po przeczytaniu tego artykułu wypadło “wiosło” z ręki. Należy odróżnić amatorstwo od amatorszczyzny. Muzykom chyba nie muszę przypominać ilu wybitnych kompozytorów, czy muzyków było amatorami. Podobnie wielu poetów było dawniej (a jest i obecnie) po prostu amatorami. Tym braciom, którzy uważają, że powinni służyć Panu poprzez coś, w czym nie mają solidnego wykształcenia, chciałbym przynieść pociechę pokrzepienie.
Droga Siostro, drogi Bracie, jeśli jesteś amatorem w czymś, co jak sądzisz, powinieneś robić dla Pana, rób to tym usilniej, starając się podnieść swój poziom poprzez ustawiczne ćwiczenie i naukę (Łuk16,10-11). Dobrze by też było, abyś mógł poddać swoje dokonania ocenie profesjonalisty. Bądź otwarty na jego krytyczne uwagi, lecz raczej nie kieruj się radami dobrej cioci, która nie ma żadnych podstaw do ich udzielania. Jeśli piszesz teksty piosenek, bądź tłumaczysz z obcych języków, to skorzystaj z pomocy polonisty; jeśli grasz, poproś o przesłuchanie któregoś z muzyków. Wołaj do Boga, o Jego pomoc, a jeśli Twoja służba jest Jego zrządzeniem, a nie twoim widzimisie, On na pewno postawi na twojej drodze ludzi i da odpowiednie środki. Jeśli poszukujesz, znajdziesz pomocną dłoń. Pamiętaj, ostateczną weryfikacją jest Twoja służba; twoja skuteczność w czasie usługiwania. Pan patrzy na serce, więc staraj się usilnie, aby mógł się z ciebie radować.
Należy też zwrócić uwagę na zakres służby.
Jeśli np. “dusisz gryf” dopiero kilka miesięcy, możesz się zastanawiać, czy możesz skutecznie akompaniować do śpiewanych przez innych pieśni. Raczej odradzam ci nagrywanie teledysku do TV, lub publiczne występy przed szerszym audytorium, nawet jeśli będziesz miał taką sposobność i “wiarę” żeby to robić. Pomyśl, że to właśnie Ty reprezentujesz swojego Pana, szczególnie na scenie i w środkach masowego przekazu. Nie przynieś Mu wstydu.
Apeluję więc o rozwagę i chłodną, rzeczową ocenę swoich możliwości. Jeśli będziesz wierny w małym, Pan powierzy Ci więcej i być może wyprzedzisz na polu swego działania niejednego profesjonalistę, który popadł w rutynę lub lenistwo. Może się to zdarzyć nie tylko na polu działań o charakterze artystycznym, ale też w tak ścisłych dziedzinach jak nauka, a nawet królowa nauk – teologia.
Kończąc, chcę jeszcze zachęcić wszystkich do gorącej, wytrwałej modlitwy, bez której żadna służba nie będzie skuteczna i która często więcej może zdziałać, niż perfekcyjnie nagrana kaseta z chrześcijańską muzyką.
Niech Bóg Wam błogosławi w Waszej służbie dla Niego.
Marek Handrysik